Pracownia Kramu z tradycjami

Kiedy 10 lat temu zmieniałam moje życie,  zmiany objęły również moją pracę. Przeprowadziłam się do nowowybudowanego stuletniego domu za wsią. Decydując się na zarabianie na życie szyciem, trochę zabrakło mi wyobraźni w kwestii wielkości powierzchni pracowni krawieckiej. Wydawało mi się, że niewielkie miejsce na maszynę do szycia i haftowania oraz stół do krojenia, będzie wystarczające. Przeznaczyłam na pracownię najmniejszy pokój w domu. Zupełnie nieświadomie „skazałam się” na spędzanie prawie całego dnia na niespełna 10 m2 (w pomieszczeniu z jedną ścianą skośną). Tak wyglądała pracownia na samym początku mojej przygody z szyciem:

Szyłam na maszynie domowej. Bardzo bałam się maszyn przemysłowych, bo miałam z nimi kiepskie doświadczenie na kursie krawieckim. Podobnie było z maszyną przemysłową u mojej koleżanki Ani – też nie radziłam sobie z nią. Ale pewnego dnia Maciej podjął za mnie decyzję. Stwierdził, że profesjonalnie można szyć tylko na maszynie przemysłowej. I pojechaliśmy kupić Juki DDL-8700. Już w sklepie pokochałam tę maszynę miłością wielką 🙂

Juki jest maszyną wolnostojącą, ma swój stół, więc musieliśmy znaleźć dla niej stosowne miejsce w pracowni. Dzięki olbrzymiej pomocy Macieja w urządzeniu pracowni zaszły olbrzymie zmiany.

O urządzaniu pracowni na nowo w 2013 roku pisałam tu i tu.

W takiej odsłonie pracownia stała się dla mnie dużo bardziej funkcjonalna. Ale czas mijał, rzeczy potrzebnych do szycia przybywało. Z tkaninami wyprowadziłam się do pokoju gościnnego. Zaczęłam go nawet złośliwie nazywać przedłużeniem pracowni. Dawna pracownia nie miała też dobrego oświetlenia. Nie ukrywam, że z biegiem czasu, gdy w kiedyś pięknym pomieszczeniu zaczął panować coraz większy chaos, poczułam się nieco przytłoczona otoczeniem. Aż przyszedł dzień, kiedy trzeba było podjąć zdecydowane kroki ku polepszeniu moich warunków pracy. O głównej winowajczyni przeprowadzki napiszę w osobnym poście.

Przeprowadziliśmy z Maciejem burzę mózgów i w jej efekcie podjęliśmy decyzję o przeniesieniu pracowni do nieco większego pokoju. Zmiany rozpoczęliśmy od posprzątania maleńkiego pomieszczenia nad gankiem, które nazwałam (nie bez przyczyny) szmaciarnią i przygotowania go do funkcji magazynku przy pracowni. Pomieszczenie jest naprawdę maleńkie, niewysokie (nie można w nim stać), ale są w nim teraz dwie półki, więc mogę tam trzymać dużą część tkanin, których na bieżąco nie potrzebuję. Wejście do tego pomieszczenia jest z byłego pokoju gościnnego, który przeznaczyliśmy na nową pracownię. Zamiana pokoju gościnnego na pracownię a pracowni na gościnny nie była łatwym zadaniem. Na poddaszu mamy bardzo niewielką powierzchnię, więc przeprowadzka polegająca na przeniesieniu wszystkich mebli z jednego pomieszczenia do jakiegoś innego, aby do tego opróżnionego wnieść meble z jeszcze kolejnego pomieszczenia, nie była możliwa. Trzeba było zrobić to etapami, upychając kolanem co się da w maleńkiej sypialni, jeszcze mniejszej łazience, nie mówiąc już o mikrym przedpokoju. Ale udało się. Jestem pełna podziwu dla Macieja, który sam przeniósł olbrzymi stół krojczy (na szczęście stół zaprojektowany i wykonany przez Macieja rozkłada się na mniejsze części) oraz nierozkładalne łóżko i materac o wymiarach 180 cm x 200 cm. Był taki moment, że obawiałam się, iż Maciej ustawiając łóżko w byłej pracowni, zostanie pod nim i już się spod niego nie wydostanie… Na szczęście obawy okazały się płonne.

Pierwszy etap przeprowadzki i porządków na poddaszu mamy za sobą – łóżko jest w nowym pokoju gościnnym, a stół krojczy i ukochana Juki DDL w nowej pracowni. Do tego Maciej zrobił mi szafkę na kółkach stojącą pod skosem. W szafce mam kosze na tkaniny oraz miejsce na coverlock, którego bardzo rzadko używam. W planach jest jeszcze druga taka szafka, też pod skosem, obok Juki. Jak na razie wygląda to tak:

Kolejny etap meblowania i przemeblowywania poddasza czeka nas za tydzień. Teraz zaprzyjaźniam się z nowym miejscem pracy i przyzwyczajam się do nowego ustawienia mebli oraz większej wolnej powierzchni. Nie jest istotne, że mam jeszcze wszystko co potrzebuję zapakowane w kartony, każdego drobiazgu muszę szukać. Jakoś sobie radzę, ale nie ukrywam, że dużo bardziej komfortowo będzie mi się pracowało już po całkowitym urządzeniu i zagospodarowaniu pracowni.

No cóż… ciąg dalszy nastąpi…

This entry was posted in Hmmm co by tu...? and tagged , , , , , , . Bookmark the permalink.
Loading Facebook Comments ...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *